Pamiętnik z II wojny światowej

"Ks. Marian Romanowicz, wówczas 17-letni gimnazjalista z Dubicy, postanowił w dniu wybuchu wojny pisać każdego dnia pamiętnik. Ten pamiętnik do tej pory nigdzie nie został opublikowany, chociaż interesowali się nim historycy z Uniwersytetu Marii C. Skłodowskiej w Lublinie. Pisany był w zeszytach szkolnych, które brat zakupił do nauki w gimnazjum."


1 IX /Piątek/ Dubica
Pierwszy dzień wojny Polsko-Niemieckiej.

Poszedłem do Wisznic, ażeby zaopatrzyć się w sól i naftę. Będąc w sklepie dowiedziałem się o wypowiedzeniu wojny o 12-tej godzinie w nocy, a także o bombardowaniu Lidy i innych miast polskich. Po przybyciu do domu dowiedziałem się, że samolot podrobiony bombardował fabrykę samolotów w Białej Podl. Podczas gdy młóciliśmy maszyną, niemiecki samolot przelatywał nad zabudowaniami bardzo nisko.

2. IX
Od wczesnego rana młóciliśmy maszyną, ażeby wykorzystać ostatni dzień, w którym naszą kobyłę "Łysę" Tatuś miał odprowadzić do pobliskiej miejscowości, gdzie oddał do wojska polskiego, do taboru do Chełma. Od razu kobyła i furmanka została przyjęta do wojskowego taboru. Wszyscy żałowali bardzo tej kobyły, gdyż była pod każdym względem bardzo dobra.

3. IX
Samoloty niemieckie krążyły prawie przez całe po obiedzie nad Dubicą, ale nic nie zauważywszy nie rzucali bomb. Było słychać bombardowanie Biały - Podl.

4-8. IX
Dnie mijały jak zwykle bez wielkich zdarzeń, tylko bez przerwy codziennie rano latały samoloty niemieckie i bombardowały Białę, Brześć, Międzyrzec i okolice. Od dnia 4-ego mobilizacja obejmowała większą część ludności do obrony ojczyzny. Dnia 6-ego było największe naprężenie, gdyż przyszła wiadomość, że zabrano od rocznika 22 do lat 40-stu.

9. IX
Sobota dnia tego od samego początku była w naprężeniu, gdyż coraz częściej słychać było bombardowanie i huk dział przeciwlotniczych, chociaż rzadsze. Dopiero po południu przeleciał polski samolot bardzo niziutko (pościgowy) z Białej do Lublina, a za krótką chwilę leciały trzy samoloty (bombowce) niemieckie z Białej przez Dubicę i rozpoczęły zrzucanie bomb. 7 bomb upadło za zabudowaniami na pole w stronę rzeki. Zaleciawszy nad Wisznice zawrócili i lecąc z powrotem minęli się z innymi 4-ema, które strzelały z karabinu maszynowego na szosę radzyńską. Przeleciawszy kilka razy w jedną stronę i z powrotem poszli weg. Bomba zabiła jedną dziewczynę co pasła krowy i kilka krów zabiło. A w Polubiczach zapalił się dom.

10. IX
W sobotę wieczorem rozpoczęliśmy kopanie okopu przeciwlotniczego na ogrodzie i od północy, skończyliśmy rano położywszy bale na wierzch dla obrony. Od godz. 12 w nocy miałem wartę na szosie przy słupach telegraficznych dla obrony przed przecięciem. Od samego rana przygotowywali się niektórzy gospodarze do ucieczki do lasu przed bombardowaniem. Ze stodoły wynieśliśmy część zboża młóconego na dwór i narzędzia rolnicze, żeby się nie spaliły Wszyscy oprócz mnie M. i Tatusia byli w okopie przed samolotami, które bez przerwy krążyły nad nami. Do kościoła ludzie nie szli do Wisznic. Przed południem pojechałem rowerem do Romaszek ażeby przyjechali po Rodzeństwo i Babcię do siebie zabrali, gdyż tam bezpieczniej.

Powróciłem po południu i przygotowywaliśmy się do odjazdu, wziąwszy ważniejsze rzeczy pojechaliśmy wieczorem. Zostawiwszy wszystkich w Romaszkach przyjechałem do domu, gdzie była Mamusia u sąsiada. Jadąc przez las spotkaliśmy kilku żołnierzy, którzy uciekli z wojska i kryli się po lasach.

11. / IX
Od tegoż dnia rozpoczynała się ucieczka bogatych obywateli, a nawet wojskowych taksówkami do Rumunii przez Wisznice i Włodawę. Cała szosa radzyńska była zawalona samochodami przez cały dzień i noc.

12.
Pojechałem rowerem do Romaszek, ażeby zobaczyć, co dzieje się z Rodzeństwem i byłem tam do dnia 14-ego IX i pomagałem przy zakopywaniu żywności i potrzebnych rzeczy do ziemi i zakopałem swoje nowe ubranie i Jankowe. Przygotowywali się starsi do wyjazdu za Bug przed zbliżającym się Niemcem, który miał zabierać do wojska swego do Niemiec.

14-ego
Powróciłem do domu wcześnie rano i zobaczyłem, że cała szosa już jest przepełniona furmankami, rowerzystami i pieszymi uciekającymi za Bug. Niektórzy z kolegów też chcieli uciekać, lecz nikt z Dubicy się nie zdecydował oprócz jednego, który zaraz powrócił. Niektórzy naradzali się i przychodzili po radę do Tatusia, który radził nie ruszać się z miejsca. W ten sam wieczór Tatuś znalazł konia, który już ledwie chodził, gdyż był bardzo zmęczony drogą. W tym dniu przychodzili uciekinierzy, którym dawaliśmy chleb i mleko dla wzmocnienia.

15./IX
Rano Tatuś z Jankiem poprowadził krowy i konia do Romaszek, gdyż była pogłoska, że Niemcy są koło Białej. Ja zaś poszedłem do kościoła do Wisznic z Mamusią. Powracając z kościoła poszliśmy do domu, gdzie zastaliśmy żołnierzy polskich dobijających się do domu. Za jakiś czas wziąłem Mamusię na ramę i pojechaliśmy do Romaszek gdzie już była Bronia /siostra cioteczna/, która powróciła z Lutomierska k/ Łodzi do domu po tygodniowej podróży. Po południu Tatuś i Mamusia z Jankiem powrócili do domu.

16./IX
Powróciłem rano do domu rowerem i pomagałem przy rozprawianiu wieprza. Później pojechałem do Wisznic do kościoła, lecz było już za późno. Po mszy św. zobaczyłem znajomych z Jaciążka – rządcę majątku zakładowego i pewnego urzędnika, którzy często byli w Zakładzie. Prosiłem ich do siebie do domu na kilka dni, lecz nie znalazłem ich po południu w Wisznicach. Po południu wyszedłem na szosę i zobaczyłem pewnego chłopca, który bardzo zmęczony i zobaczywszy mnie zbliżył się uśmiechając się. On mnie poznał a ja go nie, lecz dowiedziałem się, kto to był, gdyż zapytał czy Janek jest w domu. Był to uczeń z Zakładu z Lutomierska, który przyszedł z jednym kolegą i Braciszkiem Salezjańskim. Po wypoczynku powrócił do Łomaz, gdzie tamci byli, aby ich przyprowadzić do nas.

18/IX
Rano przyszli razem z Łomaz po przenocowaniu w Rokoszu, byli bardzo zmęczeni i rozchorowani. Lecz Braciszek zdecydował się jechać ze mną do Romaszek, ażeby zobaczyć się z Bronią. Jechaliśmy na zmianę jeden siedział na ramie a drugi wiózł. Byłem tam przez kilka dni i co chwilę dolatywały różne wiadomości co do Niemców. Jedni mówili, że 19/IX Niemcy zbliżali się do Biały. 20/IX środa, że już idą na Wisznice i minęli Białę na Brześć. 21 jechał tank niemiecki do Wisznic. 22 była walka w Wisznicach z tankami niemieckimi i kilku żołnierzy zginęło.

22/IX
Po południu przyjechał tank niemiecki i zwalił płot przy szkole w dwu miejscach miejscach koło Osypiska słup telegraficzny.

23/IX
Tank niemiecki przyjechał do Wisznic i był ostrzeliwany przez oddział wojska polskiego koło Wisznic i gdy jechał z powrotem z Wisznic.

24/
Zaczynają swoje rządy w Wisznicach Żydzi i chłopi z za Wisznic z nad Bugu. Rządy terroru w Wisznicach. Rozstrzeliwanie żołnierzy, kolejarzy i zamiar rozstrzeliwania bogatych mieszkańców, księdza, aresztowania, zrabowania, zabieranie dobytku i ziemi, podzielenie na chłopów z tamtych stron. Zamiar rozstrzelania obywatela Wisznic Babicza, aresztowania i trzymanie w więzieniu. Rewidowali uciekinierów powracających z za Bugu, gdzie się im źle powodziło.

25.
Przybycie wojska rosyjskiego do Wisznic i w dalszym ciągu rządy terroru.

26./IX
Przejeżdżali Rosjanie przez Dubicę taksówkami, autobusami i tankietkami do Białej i z powrotem.

27./IX
Rosjanie przybywszy do Wisznic rozpoczęli gospodarkę i zaczęli się okopywać przy rzece do obrony przed napadem, gdy bardzo się bali, gdyż już w czasie napadu dużo dostawali od oddziałów wojska polskiego, którego oddziały kryły się w lasach dla obrony.

28-29/IX
Napadli na wojsko rosyjskie na szosie Parczewskiej i dzielnie bronili się strzelając z lasu na wojsko idące do Parczewa. Wielka łuna przez całą noc oświetlała okolicę ponurym kolorem czerwonym przy graniu armat. Paliły się okoliczne wioski.

30./
Dzielnie bronili się, ale zostali pokonani przez liczniejszego wroga. Rozproszone pojedyncze oddziały rozchodzili się pojedynczo żołnierze w swoje rodzinne strony omijając straszne z opowieści Wisznice, aby nie wpaść w pułapkę i nie dostać kule.

1.X
Od 1-szego do 3-go byli w Wisznicach Bolszewicy, ale później rozpoczęli okopywanie się w Wisznicach i okolicy. Armaty były w okopach na pogotowiu jak gdyby oczekiwali jakiegoś napadu. Tymczasem tabor i autobusy z wojskiem jechały cały dzień 3-go w stronę Warszawy.

4/ X
Przez całą noc na 5-go jechały wszystkie z powrotem do Włodawy.

5/ X
Okopane wojsko rosyjskie pod lasem zaczęło wycofywać się za Bug, a na ich miejsce przychodzili inni.

6/ X
Od samego rana zaczęli wycofywać się ostatni przybyli Rosjanie i jak najprędzej, na raz wyjeżdżali z Wisznic jakby przed nieprzyjacielem.

7/ X
Przez ten dzień Wisznice trochę odetchnęły świeżym powietrzem, chociaż oczekiwali następcy Rosjan, ale wszyscy byli prawie pewni, że będzie lepszy od nich.

8/ X
Z 7-go na 8-go w nocy przyjechali Niemcy do Wisznic i zaraz od pierwszego dnia jeździli po okolicznych wioskach szukając „masla” i „jajo”. Od razu od pierwszych dni nie byli takimi jak o nich dochodziły pogłoski. Opowiadali o zdobywaniu twierdz polskich. Byli bardzo łagodni, aby tylko dać im tego, co potrzebują, za które płacili. Ja byłem u nich za „dolmecza” przy kupowaniu masła.

9/ X
Tak samo jak i w dniu poprzednim chodzili za żywnością /masłem i jajami/. Zajęli sobie na siedzibę szkołę w Wisznicach.

10/ X
Po raz drugi jeździłem z nimi motocyklem jako „dolmecz”. Ludziom dawali za masło benzynę, którą palono w lampach zamiast nafty, której dawał się odczuwać brak.

11/ X
Ci Niemcy, którzy pierwsi przyjechali byli to wszyscy bardzo młodzi chłopcy i tegoż dnia wyruszyli na swoich motocyklach samochodach nie wiadomo czy do domu czy po zdobyciu Polski na inny front.

12./ X
W Wisznicach było cicho i spokojnie. Żydzi zaczęli wyłazić ze swoich domów, gdzie pochowali się przed Niemcami, którzy obrzynali im brody i brali do ciężkich robót.

13/ X
Do Wisznic przyjechali saperzy, którzy wzięli się do reperacji mostów zerwanych przez Polaków na rzece Zielawie z jednej strony i drugiej Wisznic. Deski i bale brali najpierw z tartaków a gdy tam zabrakło, ściągali z nowego kościoła jeszcze nie zakończonego.

14/ X
Robota szła w dalszym ciągu. Tymczasem 12 rano z Rososza i okolicznych wiosek zaczęli jechać Niemcy samochodami na drogę do szosy radzyńskiej. Dnia 12-go te same samochody pełne wojska jechały, aby tam się zakwaterować na dłuższy czas. Od tego czasu od strony Włodawy przez cały 12 dzień jechały jeden za drugim w stronę Radzenia na Warszawę i jechali przez całą noc z 12-13.

15/ X
Umówiłem się z P.R. i B. CH./Pawłem Romanowiczem i Bolkiem Chilczukiem/, ażeby jechać rowerem do Białej i zapisać się do gimnazjum jeśliby nas przyjęli, gdyż nauka szła tam zwykłym tempem już od dłuższego czasu. W czasie podróży miałem jedną przygodę z rowerem. Dyrektor przyjął nas bez większych trudności. Po obiedzie powróciliśmy do domu.

16/ X
Przygotowywałem się do wyjazdu do Gimnazjum prawie przez cały dzień. Wiśniewski z chłopcami miał iść do Lutomierska i już poszedł do Romaszek.

17/ X
Nie doszło do skutku, gdyż jeszcze 16-go zachorowała krowa bardzo poważnie i nie było mowy, ażeby Tatuś jechał.

18,19/ X
Nadal krowa była chora, to też Tatuś nie mógł zawieźć, ale 19/ X mówił żebym przygotował się do jazdy rowerem.

20/ X
Po śniadaniu wziąłem ze sobą małą walizkę i pojechałem rowerem do Białej. Przez całą drogę dobrze się jechało tylko na początku przy wyjeździe z domu. Zamieszkałem na kilka dni u Siłucha.

21/ X
Poszedłem pierwszy raz na lekcje.

24/ X
Przyjechał Tatuś furmanką i przywiózł żywność na miesiąc i przeniosłem się od razu do bursy, gdzie było kilku kolegów.

28/ X
Rozpoczęła się rewizja w Białej, od ulicy Kraszewskiego, na której było gimnazjum i bursa. Nikomu nie wolno było wychodzić na ulicę, a z rozpoczęciem się rewizji nawet wychodzić z mieszkań. Uczniowie ci, co poszli do gimnazjum stali na ulicy otoczeni Niemcami, a później poszli do gmachu, a z bursy powrócili do swoich sypialni. Rewizja była bardzo szczegółowa. 29-30 rewizja odbywała się w innych częściach miasta.

30/ X
Po obiedzie pojechałem rowerem do domu na dwa dni świąt. Gdy wyjeżdżałem było tu kilka samochodów, którymi przyjechali Niemcy, ażeby brać bydło na mięso. Tegoż dnia była rewizja w Wisznicach i zabili Babicza za karabiny.

1 XI
Dopiero rano dowiedziałem się o tym, gdy szedłem do kościoła.

2/ XI
Dzień Zaduszny – pogrzeb Babicza.



Przejście przez Wisznice frontu niemiecko - rosyjskiego. Jest początek lipca 1944 roku.

6.VII
Słychać dalekie głuche /ciche/ grzmoty na północny wschód z dział, gadają, że zbliża się front, gdyż Rosja od kilku dni rozpoczęła ofensywę.

7.VII
Drugi dzień w tym samym kierunku słychać grzmoty. W nocy bombardowali okoliczne miasta.

8.VII

Przez cały dzień z krótkimi przerwami grzmiały działa głośniej aniżeli wczoraj. Wieczorem rozpoczęło się bombardowanie Białej, Małaszewicz, Brześcia. Naraz kilkanaście reflektorów szukało samolotów, aby złapać któregoś / potem/ prowadzą go i przy tym strzelają z dział ciężkich i lekkich. Widać rozrywające się pociski i lecące wzdłuż / światła/ reflektorów. Najgłośniej słychać eksplozję bomb.

9.VII
Od pierwszych dni lipca jest dość gorąco i z każdym dniem coraz większy upał. Słychać głośne grzmoty, z rana rzadziej, pod wieczór częściej i głośniej. W jednej wiosce stała grupa ludzi, leciał samolot i rzucił bombę niedaleko od nich, lecz nikogo nie raniło. O zachodzie słońca leciało przeszło 20 sztukasów na front. W Jabłoniu w nocy rzucili 5 bomb. W nocy krążyły samoloty po okolicy, rzucały rakiety nad lasami, na pewno zrzucali amunicję, po tym bombardowali Brześć.

10.VII
Dzisiaj słychać rzadsze grzmoty i nieco cichsze, słychać nieco dalej na północ aniżeli wczoraj. Leciały 4 transportowce bardzo nisko prawie przy ziemi tak, że widać było dokładnie twarze żołnierzy, którym leciały /może 50m w odległości/ z frontu na południowy - zachód. Jeden samolot lecący wysoko strzelał z karabinu maszynowego. W dzień latały inne samoloty bardzo wysoko. Podobno w Małaszewiczach /ostatnio/ na lotnisku zniszczyli 400 samolotów niemieckich. Wieczorem i w nocy słychać było grzmoty z dział.

11.VII
Z Wisznic wyjechali piloci a przyjechali frontowi. Przez cały dzień z przerwami grzmiało dość głośno, także już strzelają na północny zachód. Pod wieczór strzelali ciągłymi seriami jak karabiny maszynowe, dość głośno, na wschód. Zaczęliśmy wywozić muł ze starej rzeki.

12.VII
O świcie grzmiały działa tak głośno na północny wschód, aż wszystkich pobudziły, myśleliśmy, że już nadchodzi front, drżały szyby i drzwi. Przez całą noc padał deszcz i rano także padał, dla żyta już nie potrzebny, tyko dla ogrodów i innych zbóż. Przez cały dzień /raz/cichły grzmoty, to znowu wzmacniały się.

13.VII
Przez cały dzień słychać było strzały z dział na całej linii od północnego zachodu po południowy wschód. Rano jechało 50 samochodów z wojskiem z Białej w stronę Wisznic, skąd /dalej/ pojechali w stronę Radzynia. Po tym jeździły pojedyncze samochody z wojskiem w jedną i drugą stronę, dwa /z nich/ z działkami przeciwpancernymi. Wieczorem jechały 4 samochody pełne wojska do Wisznic /jechały/ prawie bez świateł. Prawie wszystkie samochody są lotnictwa, a wojsko w mundurach roboczych. Z Wisznic wyjechali wszyscy piloci.

14.VII
Od rana jeżdżą samochody pojedyncze z wojskiem i bez, w jedną i drugą stronę. Przez cały ranek słychać grzmoty na północ i północny wschód. W Wisznicach zakwaterowało się wojsko frontowe. Około obiadu /tam/ się uciszyło, a pod wieczór rozpoczęły grzmieć działa na południowy wschód, na Chełm z taką siłą, że drżały szyby.Bez przerwy grzmot za grzmotem, trwało to przez całą noc.

15.VII
Żniwa przed frontem.
Tak samo jak wczoraj wieczorem /gdy/ kładliśmy się spać i grzmiały działa i bomby, tak samo obudziły nas jeszcze głośniejsze grzmoty. Przez cały dzień była ładna pogoda to też rozpoczęliśmy koszenie żyta, nikt pierwszy od nas nie rozpoczął, tylko sąsiady poszli za naszym przykładem. Przez cały dzień kosiłem żyto i do wtóru dźwięku kosy huczało w tym samym kierunku przez cały dzień na Chełm, w takt kosy ścinającej żyto. Pod wieczór wzmagały się grzmoty coraz głośniej i zdawało się, że już front nad Bugiem, koło nas. Gdyśmy się tylko położyli na spoczynek, obudziły nas strasznie głośne grzmoty, na pewno rozrywających się bomb w stronę Brześcia, Kodnia, Włodawy. W tych kierunkach prawie naokoło świeciły żyrandole rakiet, niebo oświetlały reflektory i na dole błyskały oślepiającym ogniem artylerie przeciwlotnicze. Słyszało się ogłuszające prawie eksplozje bomb i ciężkich dział, w powietrzu krążyły samoloty; na pewno na froncie /także/ zaatakowali silniej niż zawsze. W dzień jechało kilka furmanek naładowanych różnymi sprzętami, gratami użytku domowego, uciekinierów ewakuowanych, ludzi z Brześcia n/B. Także już i w Białej po raz trzeci wydano rozkaz do ewakuacji, lecz ludność coś się nie śpieszy. Niektórzy wyjeżdżają do okolicznych wiosek, do rodzin. Z Brześcia przywożą ludzi do Białej, i tu każą wysiadać na nędzę tułaczkę i głód. Jadą także ludzie z wiosek wozami, podobno prawie wszystko /sami/ Ukraińcy, z całym inwentarzem żywym, końmi, krowami, wołami, kozami i całymi rodzinami. Teraz ludność nacierpi się na tułaczce, nie wiedząc, dokąd dąży, czego i co ich tam czeka.

16.VII
Rano z rzadka słychać strzały na wschodzie – Włodawa – i trwało to do obiadu coraz ciszej, potem zupełnie ucichło tylko niekiedy odezwał się jakby zabłąkany grzmot. Rano jechały w stronę Białej 2 samochody z wojskiem, w mundurach podobnych do polskich – są to Węgrzy. W Rossoszu stoi wojsko: Niemcy i Węgrzy. Węgrzy jako żandarmeria, przyjemne chłopcy, rozmawiają z ludźmi, kilku było w kościele na Mszy świętej.

Wczoraj jeden gospodarz wiózł z Rossosza ze spółdzielni do Białej jajka na wymianę na cukier i pod Dubowem wyszło dwóch chłopców i dowiedziawszy się, co wiezie kazali skręcić na bok z szosy, na boczną drogę i kazali jemu zejść z wozu i iść gdzie chce i powiedzieli, że konia będzie pasł posterunkowy w Łomazach za parę godzin i tam wróciwszy z Białej zobaczył koło posterunku w Łomazach konia spętanego, którego pilnował policjant. Wziął go, zaprzągł i pojechał do domu.

17.VII
Zupełnie cicho od rana, jakby tu w ogóle nic się nie działo, jak przed miesiącem. Od czasu do czasu przejedzie samochód niemiecki lub żandarmerii węgierskiej. Od rana pada drobny deszcz. Przed obiadem zaczęły jechać pojedyncze samochody w stronę Białej, jechało ich przeszło 30 sztuk. Od rana dnia dzisiejszego została zamknięta poczta dla cywilów, w ogóle nie będzie teraz istniała. Wyjechał z Wisznic urząd pracy /Arbeitsamt/, w „Rolniku” wszystko spakowane i szykują się do odjazdu. Każdy pyta, co mogło się stać, że nie słychać strzałów.

18.VII
Drugi dzień pada deszcz ulewny. Od czasu do czasu przejedzie samochód z wojskiem. Podobno w Białej wieki ruch, pełno uciekinierów. Koło nas tylko niekiedy przejedzie załadowana furmanka w jedną czy drugą stronę. Przez cały dzień było zupełnie cicho, tylko dopiero pod wieczór zaczęły dochodzić dalekie, przeciągłe grzmoty. Na południowy wschód wielkie pożary.

19. VII
Rano zupełna cisza, przeleci /tylko/ niekiedy samochód wojskowy, a jednak ludzie coś czują, że chociaż cicho, ale burza się zbliża. Z Wisznic niektórzy wybierają się na kolonie. W „Rolniku” prawie nic nie sprzedają, cukier, co się należy za zaległe jajka dają po połowie tego, co się należy. Spółdzielnia wszystko, co tylko ma sprzedaje ludności, której tak pełno, że ledwo można się docisnąć. Ci, co jechali do Białej powrócili, gdyż do Białej nikogo nie wpuszczają, ani podobno nie wypuszczają. Podobno Biała przygotowuje się do obrony, gdyż mają zaatakować od strony Janowa. Ta cisza i te pogłoski każdego denerwują gorzej jak głośne strzały. Wczoraj o godz. 8-ej pod wieczór przyjechało 5 partyzantów do Wisznic na pocztę, zabrali telefon na wóz i pojechali. Chociaż się wypogadza, jednak nikt nie kosi żyta, ale stara się, aby coś zachować w ziemi, zaczynają także kopać okopy – schrony. Już po raz trzeci i my taż zabraliśmy się do kopania porządnego schronu. Po obiedzie zaczęły odzywać się działa na froncie, to zdaje się że już na Bugu, gdyż bardzo głośno. Widać, olbrzymi pożar powstał w stronę Małaszewicz, bardzo szeroko czarny dym unosił się do góry. Huk dział wzmagał się to znowu cichł na chwilę, żeby odpocząć przed zachodem słońca. Do chmur dołączył się dym, ciągnący ze wschodu na zachód. Całe niebo zasnute jasno brązową olbrzymią mgłą, to dym z pożarów i dział. Gadają, że już Niemcy biją się w okopach nad Bugiem. /Niemcy/ z tej strony a Ruskie z tamtej. Jechało trzy samochody do Białej pełne /widać/ młodych żołnierzy – pilotów i ci wrzeszczeli każdy na swoją melodię i jak kto mógł głośno, inni krzyczeli, inni śpiewali, każdy co innego i jeden drugiego bił czapką po głowie, i tak było na każdym samochodzie. Już odjechali kilka kilometrów i wraz było słychać krzyki tak jak Żydówek na targu.

Od obiadu do wieczora 4 samoloty jednomotorowe „Stukasy” obracali z Białej i na front i z powrotem po trzy razy. Za każdym razem wracało 2 a w tam szło 4 sztuk. Do późnego wieczora uwijaliśmy się przy schronie i zakopywaniu. Wieczorem wszystko ucichło, tylko niekiedy odezwie się daleki grzmot na wschodzie, dziwne, co to jest?

20.VII
O świcie jechało wojsko furmankami z Wisznic do Białej, to lotnicy z Wisznic. Od czasu do czasu odezwie się dość głośno grzmot. Słońce ładnie wzeszło. Przez cały dzień jadą pojedyncze i po kilka samochodów bez przerwy prawie, wszystko węgierskie. 18/VII/ pożar. Spalili tam z samolotów trzy wioski, gdyż przechodziło tam wojsko niemieckie i zaczepiła ich partyzantka i przyszły czołgi i samoloty i zniszczyli doszczętnie te wioski; partyzantka uciekła, tylko wybili ludność cywilną i wioski spalili. Wczoraj pożar w Ortelu. Niemcy kazali gospodarzom zegnać wszystkie krowy a ludność nie posłuchała się i spędzili całą wieś /bardzo duża/ i kogo trafili zabili. Po obiedzie zaczął jechać tabor węgierski na zachód. Było, na co popatrzeć. Maleńkie wózki rosyjskie czy węgierskie pozaprzęgane w dwa koniki-kucyki jak szczury, konie marne i wynędzniałe ledwie idące, na wozach wieźli różne graty nieco osłonięte zielenią. Żołnierze nie byli podobni w ogóle do żołnierzy, rzadko który miał cały mundur, wielu w cywilnych spodniach lub kaftanie barchanowym, kilku było boso, niektórzy w krótkich spodenkach, mało który miał karabin i na wozach nie było widać żeby leżały, może w ogóle byli bez broni. Trzech cywilów szło podobnych do Żydów, mówili nawet niektórym „dzień dobry” czysto po polsku. Na końcu kilkanaście wozów było większych i lepszych, lepiej ubrani żołnierze i mieli więcej karabinów i konie o wiele ładniejsze. Wielu odzywało się po rosyjsku, ale inni nie rozumieli i mówili, że niewiedzą, dokąd jadą, gdyż ich przyciśnięto. Jechało około 100 wozów. W pół godziny po tym znowu jechał tabor około 50 wozów i kuchnia. Gnali krowy i wiele było małych źrebaków. W Dubicy zostawili jednego konia. Stanęli na noc pod lasem w olszynie. W nocy samoloty bombardowały okolicę.

21. VII
Rano słychać było głośne grzmoty na pół.-wschód. W kilku wozach jechali Węgrzy. Przez cały dzień widać było wkoło dymy pożarów i słychać grzmoty – bombardowanie naokoło. Do obiadu zakopywaliśmy jeszcze nieco gratów, po tym kosiłem żyto; powoli przygotowujemy się do nadejścia frontu, żeby nie zniszczyło się wszystko. Węgrzy porządne chłopy a przeważnie starsi wąsale. Każdy, który umie po rosyjsku coś się odezwie, kilu przyszło spróbować jak się kosi. Niemcy patrzą z pode łba, są źli. A jednak w Rossoszu jeden cywil zastrzelił podobno Węgra i zabrał wóz i pojechał. Po obiedzie w lesie rosyjska partyzantka napadła na samochody niemieckie, 3 sztuk, było trochę żołnierzy. Podobno zabili kilku żołnierzy. Ci skoczyli z samochodów do nich, ci poczęli uciekać, ostrzeliwując się i uciekając przez las; /trochę/ to niemądre gdyż front za to może nie zostawić żywej duszy za sobą, gdy będzie przechodził.

22.VII
Rano jechały samochody z Niemcami i Węgrami w jedną i drugą stronę; nieco większy ruch. Od rana kosiłem żyto, dzień przepłynął na ogół normalnie. Jechało kilka wozów niemieckich do Białej i jeden żołnierz przyszedł napić się wody, na ten czas jedliśmy obiad i on chwilkę zabawił się/był z nami/.

Mówił jak zwykle prawie wszyscy żołnierze, ”po co ta wojna”, że gdyby mógł poszedłby już do domu, że i bez wojny było dość chleba wszystkim, że teraz tyle ludzi marnuje się i ginie na froncie, potem poszedł doganiać furmanki, a jedna /furmanka/ czekała już na niego o pół km., po drodze zatrzymał się jeszcze na szosie gdzie było kilkoro ludzi, a kolega jeden już się zniecierpliwił i wyruszył na spotkanie z nim. Przyszedł do niego i dalej okładać /go/ nahają przez plecy gdzie popadło, a ten zdjął karabin i do niego. Tamten złapał i udało mu się wyrwać od niego z rąk i dalej go okładał karabinem przez całą drogę. Wstąpiło do nas kilku Węgrów, gadali po niemiecku, mówili wiele o przyjaźni Węgrów z Polską. Wesołe chłopaki walące z góry na Niemców jak tylko się da. Pod wieczór ruch na szosach radzyńskiej i parczewskiej, aż jęczała szosa i huczała, nieco wzmógł się ruch na naszej szosie bielskiej. Jechały samochody węgierskie /artyleria/ na szosę radzyńską i na poł. – zachód, wszystko waliło jak huragan, wiele samochodów błądziło jadąc w jedną to znowu w drugą stronę, po kilka razy. Taksówka z wojskiem jeździła po naszej łące i nad rzeką, oglądali coś. Wieczorem ruch nie ustawał, ale wzmagał się, chociaż było ciemno jednak nie palili zupełnie świateł. W zwierzyńcu zagrały karabiny maszynowe i po tym /na radzyńskiej szosie/ ucichły zupełnie, po chwili powstał pożar w tym miejscu, nie długo trwał. Na pewno partyzantka napadła i spaliła samochód, po tym znowu zaczęły jechać samochody. Po kilku godzinach zaczęły jechać czołgi, gdyż słychać było głośniejszy huk i brzęk żelastwa. Tabor węgierski, który stał za Dubicą w olszynie pod lasem zaczął jechać do Wisznic, na pewno na radzyńską szosę, nad ranem zaczęły jechać tamtędy wozy taboru. Słychać bez przerwy zawodzący głos Węgrów wołających jeden na drugiego, żeby nie wjechać na siebie. Rżały konie, rżały przeraźliwie źrebaki gubiące się od klaczy i skrzypiały od czasu do czasu nienasmarowane wozy. Tym zawodzącym i przeraźliwym przeciągłym głosom wtórowały psy wyciem i wszystko to tworzyło wzruszającą i żałosną melodię. Gdy już na dobre zaświtało wszystko ucichło, jakby wyjęto wtyczkę od radia, gdzie słuchało się jak ciągną karawany wędrowczych ludów.

23. VII
Lecz trwało to zaledwie chwilę, gdyż rozpoczął się ruch na naszej szosie. Jechał tabor węgierski w stronę Białej. Jechał powoli, gdyż na pewno bez odpoczynku przez całą noc. Jednak na tamtych szosach / radzyńska i parczewska/ ruch nie ustawał. Żołnierze przychodzili napić się wody, mleka i nieco zjeść, żeby nie przystać po drodze. Jeden mówił, że z nad Bugu z batalionu zostało tylko 8 Węgrów. Każdy zmęczony i wynędzniały. Przy taborze szła także piechota, a na wozach wieźli także rannych. Szła duża grupa /do 100 ludzi/ Żydów narodowości węgierskiej, z łopatami, byli gorzej ubrani, przeważnie boso, a wielu po cywilnemu. Za nimi szły kobiety, na pewno Żydówki. Później coraz więcej jechało wozów niemieckich, na których od czasu do czasu widziało się kobiety. Są to z Rosji wzięte do pomocy przy kuchni. Dalej było ich coraz więcej, następnie widziało się coraz więcej cywilów za furmanów, lub z całymi rodzinami i z majątkiem uciekających przed frontem. Opowiadali straszne rzeczy, aż włosy na głowie stawały słuchając tego. Że Niemiec wszystko niszczy, ludzi wybija lub zabiera ze sobą. Nic za sobą nie zostawia, i to nie tylko w Rosji, ale zdarzało się z tej strony Bugu. Tak podobno zniszczyli jedną wieś, gdyż napadła partyzantka, którą też podobno wykończyli. Potem jechały samochody w jedną i drugą stronę i na boczne drogi skręcały. Jechały także wozy. W kilku miejscach naskładali piramidy pocisków do dział. Na końcu szła piechota, przeważnie Węgrzy, boso, popodbijani, że już nie mogli wcale iść, a samochody nie chciały /ich/ brać, chociaż nie było w niektórych przepełnienia.

Coraz większy ogarniał niepokój, co będzie, jak będzie przechodziła ta ostatnia linia. Pytaliśmy się każdego, który tylko przyszedł /napić się wody/ czy daleko front, mówili, że tuż za nimi, a Ruski na tą stronę Bugu już przeszli. Jedni szli już 8 dni od Bugu, inni 5 dni. A znowu inni mówili, że drugi dzień dopiero idą szybkim marszem. Węgry dobre chłopy, za mleko dawali papierosy, machorkę i mówili o braterstwie Węgier z Polską, a klęli na Niemca, że przez niego tak się męczą. Jednak żaden nie wiedział jak jest na froncie /gdzie jest front/ i odnośnie cywilów /co Niemcy z nimi robią/. A Niemcy nic nie mówili, a strasznie było ich rozpytywać się. Jeden był z Zaolzia w 1937 roku trzy miesiące służył w wojsku polskim. Jechał /gadał/ różnie na Polaków, że z kosami szli na Niemców zajmując Zaolzie, ale również i Niemców i front nie chwalił. Na końcu jechała artyleria i lekkie „puszki” rozstawili tuż koło nas nad rzeką na łące, i na kolonii cięższe /działa/ dalej o 1 km. do tyłu. Nie wiedzieliśmy teraz, co mamy czynić. Czy uciekać stąd, czy zostać na miejscu i czekać co /dalej/ będzie. Gdyśmy się pytali Niemców, oni nic nie mogli powiedzieć pewnego, czy będzie tu walka czy nie, też może za chwilę odjadą stąd /i co lepiej nam czynić/. Inny mówił: „uciekać parę kilometrów za linię i przeczekać, jak odstąpią kilkanaście kilometrów wrócić do domu”. Inny radził zostać /tylko/ w bunkrze, gdyż żołnierze kwaterujący /w naszym gospodarstwie/ z wozami i końmi zdejmą dach z domu i wszystko zrujnują. Inny straszył, że będzie źle, że wszystko jedno „kaput”, inny, że nic nie będzie, postrzelają i pójdą dalej, a jutro rano przyjdzie Ruski. Mówili, że /Ruski/ zabierze was do wojska. Jeden był Polak z Wilna, mówił, że go wzięli do wojska przymusem, ale że miał coś wspólnego z Niemcami. Mówił też, że niedługo zwieje z wojska do domu tylko niech będzie „bardziej gorąco”. Dokumentów nie ma żadnych, drugi Litwin, jego kolega też nie ma żadnych dokumentów. Sąsiadka widziała jak jeden Ślązak palił mundur niemiecki, furażerkę i jakieś papiery. Ja jednak nie miałem chęci uciekać, tylko wolałem na miejscu /zostać/ to będzie, co Pan Bóg da. Żołnierze kwaterujący u gospodarzy brali sobie na obiad to, co popadło, u jednego rżnęli /zabijali/ świnie, u innego kury lub inne rzeczy, zależnie od tego, jacy byli, źli czy lepsi. Zabrali kilka sztuk krów we wsi i parę sztuk koni do taboru. Gadali, że biorą młodzież, ale to nie prawda. Jedni ludzie siedzieli w swoich domach inni pouciekali. Żołnierze robili swoje porządki, co chcieli rabowali, jak np. ktoś nie chciał dać im mleka czy czego innego jak prosili. Węgrzy poszli naprzód, zostali sami Niemcy, mówili, że pierwsza linia jest na szosie za Wisznicami. Najbardziej ucieszyła Polaka i Litwina z Wilna wieść, że Hitler ranny od bomby. Mówi tak: dzisiaj rano chłopcy dowiedzieli się, że Hitler ranny został od bomby w nogę i jeszcze inną część ciała /żartowali/. Cieszą się, że on teraz spróbuje, co to wojna, jak to boli rana i jak to ginie się na wojnie za kogoś.

Po obiedzie zaczęły grać rosyjskie działa coraz głośniej i bliżej na południowym wschodzie w stronę Horodyszcza. Żołnierze nic sobie z tego nie robili, siedzieli w mieszkaniach, spali lub odpoczywali. Gdyż pociski nie dochodziły jeszcze tutaj. Myśmy z razu poszli do schronu, potem wyszli na powietrze i siedzieli na ogrodzie. Chwilę krążyły naokoło 4 samoloty „stukasy” i poleciały do Białej. Niemcy strzelali na /w kierunku/ Horodzyszcze i po kilku strzałach powstał w kilku miejscach pożar. Czarne kłęby dymu unosiły się w powietrzu. Gdy przelatywały niemieckie kule prawie nad głowami to pierwszy raz słyszeliśmy tak blisko huk dział i jęk lecącego półkolem pocisku i spadającego z potwornym hukiem. Rosyjskie /pociski/ nie dochodziły tutaj. Przed zachodem słońca wszczął się ruch przy działach, jeźdźcy galopem końmi rozwozili rozkazy. Zaraz potem dano rozkaz do szykowania się do odjazdu. W mig założono konie i czekano dalszego rozkazu, a działa odzywały się tym bardziej tylne, a przednie już jechały a te koło nas oddały już ostatnie pociski.

Gdy zaszło słońce zaczęli wyjeżdżać na szosę / z łąki/ i dalej jechać w kierunku Białej. Inne furmanki i samochody jechały do Wisznic i znowu wracały z powrotem jakby nie wiedziały gdzie mają się udać, w którym kierunku najlepiej było by im iść na Lublin czy Radzyń, lecz z tamtej strony słychać było na całej linii południowej grzmoty dział, to też musieli uciekać na Białę, gdzie było gorzej, gdyż już prawie są okrążeni. Wieczorem jechał tabor i słyszało się może ostatni raz pieśń niemiecką, którą śpiewał jeden żołnierz. Za jakie 2 godzin wszystko ucichło i myśleliśmy, że już koniec, że front przeszedł, tymczasem nadeszły najstraszniejsze i najcięższe chwile do przeżycia. W tej chwili rozległ się straszny huk i powstał pożar. W Wisznicach i w okolicy zrobiło się widno. Za jakieś pół godziny powtórzył się drugi silniejszy i po nim trzeci i czwarty i za jakieś pół godziny znowu najsilniejszy huk i pożar w Dubicy nad szosą od strony Wisznic. Było jeszcze widniej. Nie było mowy teraz o uciekaniu z bunkra, gdyż był bardzo daleko od budynków, a na szosie przejeżdżały motocykle, samochody i furmanki /powoli/ grupami, co chwila stając i do tego odzywały się strzały na szosie. Tylko prosiliśmy Boga, żeby do nas nie przyszli ci ostatni i nie pobili, lub nie spalili budynków. To wszystko trwało więcej jak godzinę czasu, po tym już tylko słychać było w lesie turkot wozów i warkot samochodów jadących tam i z powrotem. Lżej nam się zrobiło, lecz przed świtem znowu zaczęła się jakaś strzelanina pod lasem, myśleliśmy, żeby chociaż /to nie byli/ Niemcy, żeby nie łazili po kolonii.

24. VII
Gdy się rozwidniło wyszliśmy obejrzeć teren. Koło nas wszystko w porządku, tylko niedaleko spalił się dom Sokołowskiego, na pewno od wybuchu miny, / na szczęście/ nikogo w domu nie było. Ten ostatni tabor zakładał miny na szosie. Leciał jeden żołnierz z karabinem prawie biegiem w stronę Białej, przyłączył się / do niego/ inny ze wsi, który wylazł z żyta, potem jeden gdzieś z pola wylazł ze zboża i poszedł – widocznie zaspali.

Po dwóch nocach zupełnie niewyspany położyłem się zdrzemnąć się na chwilę, gdym się obudził około 5-ej rano, otwieram drzwi stodoły i patrzę, „co to żołnierze rosyjscy już przyszli”? Pod mieszkaniem na ławce siedzi dwóch żołnierzy, przyszli zjeść coś, gdyż idą jako „rozwiedka” za Niemcami.

Tymczasem Niemcy rzucali /zostawiali/ po drodze, co się dało, nie tylko drobne rzeczy wojskowe, ale palili samochody, nawet na szosie spalili czołg i wiele samochodów między szosami radzyńską a parczewską. Za jakie pół godziny szło znowu kilku /żołnierzy radzieckich/ od wyławiania /wyszukiwania/ min, ale na szosie żadnej nie znaleźli. Po tym zaczęło iść wojsko, piechota rezerwą /poboczem/ samochody z działami i z wojskiem jechali ze śpiewem i muzyką /była harmonia/. Ciągnął się tabor, także ciągnęli działa lżejsze. Wszystko na ogół w dobrym stanie, tylko marnie wyglądają żołnierze. Najbardziej szpecą te mundury bardzo brzydkie. Na twarzy każdy dobrze wygląda, silni, każdy ma prawie inny karabin, kilkadziesiąt kalibrów. Wszystko przeważnie młodzi chłopcy od lat 16 a nawet 15 już służą w wojsku. Bardzo dużo dziewcząt jedzie z nimi, lub idą piechotą . Jedne w mundurach, spodniach, inne w spódnicach z karabinami, pasami, w beretach, zielonych furażerkach lub z gołymi głowami. Niektóre miały ondulacje lub kwiaty we włosach, tylko za ciężkie mają buty wojskowe. Z wyglądu są nie brzydkie na twarzy. Ta armia ciągnęła bez przerwy, piechota, tabory, samochody, działa. Już od rana zaczęła się strzelanina z dział. Na pewno Niemcy ostrzeliwując się z Łomaz, posuwają się do Białej. Od pocisków paliło się w Rossoszu.

Od obiadu zaczęło grzmieć w stronę Białej i od razu pokazał się tam olbrzymi pożar. Od tego czasu coraz częściej walili / strzelali/ na Białą a stamtąd ostrzeliwali się nawet daleko. Słychać było gdzieś w naszej stronie rozrywające się pociski. Po obiedzie jechało w stronę Białej 5 olbrzymich czołgów, tak zwanych przez nich katiusze. Na każdym z nich siedziało kilka dziewczyn, służą one jako ochotniczki sanitariuszki, telefonistki.

Ostatni Niemcy w nocy zakładali miny i wyleciał ich własny samochód w powietrze. Przed wieczorem słychać było długo do nocy strzelaninę z karabinów ręcznych i maszynowych w lesie dubickim i wisznickim. Błąka się tam dużo Niemców, którzy popalili samochody, gdy im ugrzęzły i nie mieli czasu uciekać. Podobno w Romaszkach jest ich pełno. Pod wieczór wzmogły się grzmoty, coraz głośniej na / w stronę/ Białę i bardzo szeroko rozciągał się czarny dym. Wieczorem nieco dym się rozchodził, i chociaż nie przestali strzelać jednak dymu już wcale nie było. Wieczorem latały samoloty bez świateł i bombardowały. Nad Romaszkami świeciły rakiety pomarańczowe. Żołnierze prowadzili ze sobą 8 żołnierzy niemieckich i dwóch węgierskich /jako/ jeńców. Byli boso, wynędzniali, obrośnięci i bardzo przestraszeni. Wieczorem zatrzymał się u nas pułkownik, gdyż jego samochód się zepsuł.

25. VII
Rano, gdy wstaliśmy grzmiało jeszcze w stronę Białej, z czasem przeszło w stronę Międzyrzecza. Poładowali samochód /pułkownika/ i pojechali do Białej. Właściwie ten oficer był na wojnie w randze generała. Mówił, że nie uznaje żadnych partyzantów, gdyż nam pomocy nie trzeba żadnej, a oni chcą tylko rabować za frontem. Gdy przyjdzie polski rząd do wojska zabiorą każdego, czy chce czy nie chce. Powiedział, że żołnierz nie ma prawa brać ani mienia, konia wozów i w ogóle niczego, nawet nie wolno prosić kawałka chleba. Tymczasem żołnierze wałęsają się za frontem i co im trzeba zabierają i straszą ludność. Rano gnali do Wisznic około 50 jeńców niemieckich, każdy szedł boso.

Poszliśmy do koszenia żyta, ale nie bardzo szło nam to koszenie. Za cały dzień ukosiliśmy dwie kopy żyta. Przez cały dzień nie ustawał ruch. Szło wojsko, jechały samochody i czołgi szły z pod Białej na szosę radzyńską, żeby prędzej dostać się do Warszawy. Podobno polska armia pod dowództwem Zegismunda Berlinga poszła już pod Warszawę. Polska partyzantka, która już przedtem utworzyła się wybiera się pod Warszawę. Mają dużo karabinów, zdobyli je, gdy przechodził front. Jeżdżą i chodzą w mundurach i z bronią. Dawni polscy oficerowie i żołnierze powyciągali mundury i broń i chodzą po Wisznicach, aż błyszczy się wszystko na nich. Wieczorem latały samoloty i bombardowały przez całą noc. Grzmoty odzywały się jeszcze na Białą, częściej na Brześć. Po obiedzie gnali znowu około 70 jeńców na pół Węgrów /i Niemców/. Wszyscy byli obuci. O zmroku gnali około 20 cywilów w stronę Wisznic. Między nimi kilku żołnierzy niemieckich, cywile to na pewno z tych, co pouciekali z Niemcem przed Ruskim, a teraz i ich zajęli do niewoli, bo oni nie wytłumaczyli się. Przez cały dzień grzmiało i paliło się na Międzyrzec i Łuków.

26, VII
Nocowało kilku żołnierzy /radzieckich/ oni rozstawiali po drogach drogowskazy. Rano prowadzili do Wisznic około 80 jeńców, przeważnie /byli to/ Niemcy, i kilkunastu Węgrów. Niemcy nieśli na noszach oficera, na pewno rannego, a może zabitego. Tych wszystkich /jeńców/ prowadzą do Horodyszcza za druty.

Taką gromadę jeńców prowadzi 4 żołnierzy, naprzeciw tamtych /jeńców/ tacy mali żołnierze, a tamte chłopy smukłe, wysokie, a te karłowate, okrągłe twarze.

Przez cały dzień kosiliśmy żyto.

Partyzantka chłopska dziś była na zebraniu w Horodyszczu, lecz podobno nie było tam tego, który miał przyjechać i przemawiać. Przez cały dzień jechały samochody w jedną i drugą stronę. Z Białej jadą na szosę radzyńską i na Warszawę. Podobno już Warszawa zajęta przez partyzantów – warszawiaków i oczyszczona, tylko za Warszawą naokoło Niemcy. Z rana słychać było grzmoty na Międzyrzec, od czasu do czasu na Brześć. Podobno w Brześciu Niemcy zamknięci bronią się, Biała /już/ zajęta. Z pod szkoły w Wisznicach wyjęto minę ogromnej wielkości i wywieźli za Wisznice, gdzie rozerwali ją. Samochody prawie jeden za drugim walą /jadą/ szosą radzyńską na zachód. Od czasu do czasu zagrzmi na Międzyrzec. Wieczorem i przez całą noc latały samoloty i bombardowały w stronę Jabłonia. Jeden żołnierz mówi: „ja ne budu myć sia, bo germanec nie bude bać sia mienia”. Pozafrontowe łaziki wałęsają się po kolonii i straszą ludzi, chcą, aby im dać wódki. Przyszło dwóch żołnierzy /do Tatusia/ jako do sołtysa, żeby na jutro wysłać z każdego domu robotnika na lotnisko do Horodyszcza, gdyż Niemcy poorali je i popsuli i znowu trzeba zrównać. Jeden żołnierz, major przyjechał /na koniu/ do młynarza Franciszka Osypiuka i tam pili wódkę, potem poszedł do Jana Parchomiuka i koniecznie, żeby tan dał mu wódkę i zakąski. Gdy on zawijał kiełbasę, ten strzelił z pistoletu i kula przeszła wzdłuż ręki do łokcia i mówi: „wrze ubił” i wsiadł na konia i pojechał. Przez cały dzień naokoło po polach i lasach słychać było strzały z karabinów ręcznych i maszynowych, to strzelają wałęsający się żołnierze i partyzanci wypróbowują swoje karabiny świeżo zdobyte.

27. VII
Od świtu jadą samochody szosą radzyńską jeden za drugim na Warszawę. Z rana szli jeszcze żołnierze grupkami. I na naszej szosie /bialskiej/ ruch nie ustaje. Przez cały dzień jadą samochody w jedną i drugą stronę. Przed obiadem zaczęli wieźć rannych furmankami. Lekko ranni szli piechotą w stronę Wisznic. Ciężko rannych wieźli pełen samochód, gdyż jechał wolno tak jak furmanka. Nie mają sanitarnych samochodów, nie żal im ludzi, nawet swoich żołnierzy. W Dubicy na kolonii, naprzeciw nas jest radiostacja nadawcza – centrala. Na lotnisku już lądował rosyjski dwupłatowiec. Ludzie pracowali /na lotnisku/ do zachodu słonka a nie do 6-tej jak dawniej. Samochody wiozą benzynę w olbrzymich beczkach na front, z powrotem jadą prawie próżne. Radzyńską szosą jest o wiele większy ruch, jadą całe kolumny. Już nie widać łazików, gdyż front daleko. Nie słychać strzałów z dział, tylko niekiedy zagrzmi, to na pewno rozrywają się miny. Cały ten front od soboty wieczora wydaje się jakby jeden straszny grzmot przeszedł nad ziemią, który wstrząsnął jej posady i przeraził mieszkańców i przeszedł a po nim zostało echo, które z każdym dniem coraz bardziej słabnie. Nie chciałbym teraz być w Niemczech, nawet jako zdobywający żołnierz, gdyż nawet nie mógłbym patrzeć na to, co będzie się działo. Chyba, że Pan Bóg do tego nie dopuści. „My idziemy pomścić sia za naszych ludei” – mówią, że Niemiec nic nie zostawił po drodze, palił, mordował wszystkich, nawet kobiety stare i małe dzieci jak /to było/ koło Kowla. Tak samo i oni mają zamiar tam uczynić Podobno już minęli Siedlce.

28. VII
Rano wieźli furmankami rannych z Curyna ze szpitala /polowego/ podobno do Rossosza, gdzie szpital jest w kościele. Wielu lżej rannych szło piechotą.

Przeważnie ranni są w głowę lub ręce. W czasie obiadu i potem, przez długi czas grzmiało w stronę Białej. To znowu z jednej i drugiej strony tzn. od Brześcia to znów od Międzyrzeca. Podobno z Brześcia chcą przebić się w stronę Warszawy do swojej armii Niemcy. Samochodami wiozą powoli rannych od Białej w stronę Wisznic. Idzie dużo różnych cywilów od / strony/ frontu. Są /wśród nich/ byli żołnierze rosyjscy, którzy dostali się do niewoli Niemca i pouciekali, a teraz wyszli z lasów i idą do swoich. Z żołnierzami wielu jest /idzie/ Żydów.

Skończyliśmy koszenie żyta w Dubicy. Nakosili 30 kop żyta i 6 kop pszenicy.

Polska partyzantka wszędzie ćwiczy /obchodzenie się/ z bronią. Dużo jest w Rossoszu, może ze 200 chłopa, przeważnie ci, co kryli się dotychczas od Niemców. Wieczorem przelatują niemieckie samoloty i rzucają w okolicy wszędzie bomby. Wczoraj wieczorem rzucili w Horodyszczu. Zabiło kilkoro ludzi. W Horodyszczu ostatnio zostało zabitych 19 osób, a z domów i zabudowań rzadko które zostało całe. Wiele spalonych, wiele rozbitych. Bardzo ucierpiała ta wieś. Wojsko niemieckie z tych popalonych /w czasie frontu/ samochodów poszło na Żeliznę, za Romaszki i tam z jednej strony partyzantka, a drugiej rosyjskie wojsko. Wybili ich, podobno 30 wzięli do niewoli około 30 rannych a przeszło 100 zabitych. Jednak i oni / Niemcy/ tam wybili wiele ludności cywilnej we wsi tej i innych. Na pewno wojsko frontowe /niemieckie/ wiedziało, w jakiej wiosce źle obchodzili się z Niemcami, lub zabili jakich /niektórych/ z nich /Niemców/, lub /gdzie/ była partyzantka, to tam wybijali ludzi cywilnych. Wieczorem przyleciały samoloty i do późnej nocy bombardowali w okolicy, gdyż szosą jeżdżą samochody ze światłami.

29. VII
Od świtu słychać było bardzo głośno strzelanie z dział w stronę Białej, które z czasem przeszło a stronę Łukowa – Międzyrzeca i trwało z małymi przerwami do obiadu. Widać było dymy z pożarów w tej stronie. Na pewno to /Niemcy/ z Brześcia chcą przedrzeć się przez linię /frontu/ na Warszawę. Przez cały dzień, co pewien czas wiozą samochodami ciężarowymi rannych. Samochody idą /jadą/ bardzo wolno, widać /jak/ tam leżą i siedzą ranni. Już lotnisko skończone – zrównane i dzisiaj ma przylecieć 200 samolotów z Rosji. Nam będzie gorąco, gdyż Niemcy będą na pewno bombardowali je nocami. Gdy odchodzili Niemcy to rabowali, co tylko się dało. Nam zabrali 2 siekiery. Innym gospodarzom też różne rzeczy. Zabrali lub zmienili / na gorsze/ we wsi ze 20 koni, a drugie 10 koni to zmieniali lub zabrali sowity. Samochody dziś wiozą prowiant w skrzynkach i workach na front. Gnali kilka krów na front. Samochody jeżdżą bez przerwy w jedną i drugą stronę.

„Błogosławiony wieczór”, cisza, zupełna cisza. Przez cały wieczór i noc nie było słychać najmniejszego warkotu ani motorów samochodowych ani samolotowych. Dawno już nie był taki spokój, a tak już upragniony, oczekiwany przez wszystkich. Każdy lekki szum, czy powiew wiatru zdawał się jakby leci samolot, ale to była złuda. Każdy / był/ weselszy na duszy, że może niedługo ten /upragniony/ pokój zawita.

30. VII
Niedziela - uroczysta. Rano po Mszy św. ksiądz zaintonował pieśń już dawno niesłyszaną i prawie zapomnianą z jednej strony dziękczynną i nieco jeszcze jakby błagalną – „Boże coś Polskę”.

Z razu rozległy się niepewne głosy melodii, to znowu wzbijały się ku niebu przerywane cichym łkaniem. Obecni nie mogli swobodnie zakończyć tej pieśni, ale z radości i żalu może po osobach straconych płakały.

Teraz w Wisznicach ma się utworzyć z ludności miejscowej rząd samoobrony.

Od czasu do czasu przeleci samochód wojskowy, na ogół cisza i spokój. Już znalazł się w Wisznicach Żyd z Żydówką, którzy wyjechali w 1939 r. do Rosji. Chłopcy z partyzantki prawie wszyscy mają karabiny, inni chodzą z opaską biało czerwoną na ręce i literami na niej B.CH. / Bataliony Chłopskie/ i orłem polskim wyszytym na niej. Prawie każdy z małych chłopców, i pastuchy, mają naboje różnego kalibru, granaty i nawet karabiny. Strzelają sobie i bawią się tym. Po okolicznych wioskach jest już wiele kalek od granatów, albo od zakładania do karabinów niemieckich innego kalibru naboi, to znowu od różnych rozrywanych przedmiotów, a nęconych oczy jako zabawki.

Sowity sprzedają za wódkę wszystko, co tylko mają, nie tylko niemieckie, ale i swoje. Sprzedają także za wódkę karabiny, konie, rowery i wiele innych rzeczy. Teraz wolno już chodzić całą noc, nie ma na razie zakazanej godziny. Wieczorem chłopcy zaśpiewali polskie nasze pieśni, których nie wolno było przed tym śpiewać, jakby już nieco odetchnęli, jakiś ciężar spadł już z piersi.

Wieczorem samoloty bombardowały w zachodniej stronie.

Materiały odnalezione dzięki pracy dzieci z koła "Ocalić od zapomnienia".

August Jacek Romanowicz

sponsorzy